miłość, smutki i cukierki, czyli mocno ambiwalentny list do roku dwa tysiące siedemnastego


Zaczęłam w zeszłym roku i mi się spodobało - więc znowu pokuszę się o mały list, tym razem do dwa tysiące siedemnastego. To był rok pełen wrażeń - i tych dobrych, i tych złych. Będzie o czym gadać.

Chyba najlepszym komentarzem do tego, co działo się w mijającym właśnie roku będzie fakt, że ten tekst będę uzupełniać do ostatniego dnia dwa tysiące siedemnastego i opublikuję go dopiero w sylwestra. Nazywajcie to jak chcecie - przewrażliwieniem, przesądnością albo, prosto z mostu, dziwactwem. Ale tego właśnie nas nauczył ten rok - żeby nie mówić hop, póki się nie przeskoczy, i dość ostrożnie postępować z optymizmem. A jednak, z zupełnie innej strony, był bardzo pozytywny i pełen dobrych wydarzeń. Zaraz będziecie świadkami wyznawania najbardziej ambiwalentnych uczuć ever.

No to Panie Roku, Pan to już był zaplanowany jeszcze zanim Pan nadszedł. Ale Pan ma duszę buntownika i zachciało się wywalać harmonogram do góry nogami, co? No to żeś Pan wywalił. I choć po drodze wyszło z tego parę miłych rzeczy, a i jestem zwolennikiem twierdzenia, że nic nie dzieje się bez powodu (no, prawie nic), to jednak trochę Cię poniosło. A zresztą - po kolei. Przyszedłeś do nas gdzieś między kolejnymi lampkami wina z coca-colą (takie tam bałkańskie wynalazki), zapiekankami własnej roboty i komentowaniem sylwestra z wszystkimi większymi stacjami telewizyjnymi. Tak właśnie wyglądało pożegnanie 2016, bo i tak chciałam, żeby wyglądało - byłam wręcz gotowa spędzić je sama, na spokojnie oczekując na to, co miało nadejść. W ostatniej chwili jednak R. postanowiła mi towarzyszyć tego wieczoru, który miał być ostatnim sylwestrem przed wielkimi zmianami i przyjazdem B. do Polski. Wtedy to była jeszcze tajemnica zdradzana bardzo oszczędnie, bo plany wywróciły się do góry nogami i chcieliśmy podejść do nich we własnym gronie - ale pod koniec stycznia, kiedy ze śpiewem na ustach rozpakowywaliśmy B., tajemnica przerodziła się w fakt i pewni sukcesu ruszyliśmy szerzyć dobre wieści.

I chociaż wieści rzeczywiście były dobre, cały proces już tak kolorowo nie przebiegł. Abstrahując od miesięcy papierologii, oczekiwania i błędów spędzających nam sen z powiek, muszę powiedzieć, że był to naprawdę ekscytujący okres. Trochę wędrowaliśmy, trochę spotykaliśmy się ze znajomymi, a trochę krokieciliśmy w naszym przytulnym pokoju i wyrabialiśmy swoją pierwszą wspólną codzienność. Spędziliśmy razem moje urodziny, Wielkanoc, która w tym roku akurat pokrywała się z Wielkanocą prawosławną, i masę innych, odświętnych i nie, dni. I każdy z nich był wyjątkowy. Było też sporo złych momentów - śmierć mojego ukochanego Dziadka, problemy ze znalezieniem pracy dla B., koszmar w mojej pracy, kłopoty w domu B. Działo się tyle nieprzyjemnych rzeczy, że w pewnym momencie każde niepowodzenie pozbawiało sił i wydawało się być sto razy większe niż w rzeczywistości, a każdy dźwięk telefonu kojarzył się z męczącymi formalnościami, które wywoływały tylko nerwowość i ból brzucha. Na szczęście przyszła druga połowa roku, która może i nie była bezbrzeżnie dobra i kojąca, ale przyniosła sporo miłych wydarzeń, które trochę nas ogrzały i zaczęły wracać wiarę w to, że zasługujemy, żeby było normalnie (choć, jak już uprzedzałam, i z tą normalnością obchodzimy się powoli i ostrożnie).

Sierpień upłynął mi pod znakiem bałkańskich wojaży - choć nieplanowane, dość pokaźnie rozciągnęły się w czasie i pozwoliły nam trochę odpocząć od nowej, niełatwej rzeczywistości. Przy tej okazji poznałam rodzinę B., odwiedziłam znany mi już Belgrad i zobaczyłam nowe miejsca, które tak wspaniale i absolutnie po bałkańsku oscylują na granicy przeszłości i teraźniejszości. To w Serbii obchodziliśmy mnóstwo wspaniałych i szczególnych okazji: urodziny B., naszą pierwszą rocznicę i nasze zaręczyny. To był bajeczny okres.

Bajka została też należycie zwieńczona - B. dostał pracę oraz wszystkie niezbędne papiery i po miesiącach starań wreszcie mogliśmy zacząć takie prawdziwe, pełne życie w Polsce. Ale że los jest przewrotny, odesłał nas do Lublina - bo przecież dwa tysiące siedemnasty jest typem figlarza, nie zapominajmy o tym ani na moment. Czy była to dobra zmiana? Nadal nie wiem. Niewątpliwie jest dobra i ważna, bo daje nam możliwość zbudowania jakiejś przyszłości w Polsce. Ale też jest dość trudna - sporo czasu spędziłam, i czasem nadal spędzam, na tęsknieniu i płakaniu za katowicką rzeczywistością, a i Lublin na początku nie był dla mnie szczególnie łaskawym miejscem. Zwłaszcza, jeśli wracał (jak bumerang, o zgrozo), temat wynajmu mieszkania, który przecież był nieunikniony. Ale nie dajmy się zwariować - choć trochę przeraża mnie ta nowa codzienność, w której wciąż nie mogę się zakotwiczyć, wciąż jestem częścią tej mojej starej rzeczywistości. Każde odwiedziny tylko wzmacniają moje przywiązanie do osób i miejsc (tęsknota fajna nie jest, ale tak wyczekiwana wizyta w Katowicach smakuje wspaniale!), a i przy okazji tych odwiedzin zawsze coś ważnego załatwiam. Na przykład w listopadzie powędrowałam na Śląsk, żeby wreszcie obronić swoją pracę magisterską. Choć moje studia na magisterce trochę straciły na blasku i zakończyły się absolutnie bez fajerwerków, nadal są ważną częścią mojego życia i stanowią fantastyczne wspomnienie, które zachowam na długo.

Patrząc w ten sposób, ten rok to taki symboliczny, wielki krok w nowy etap życia: skończyłam studia i obroniłam dyplom, zaręczyliśmy się, wyprowadziliśmy, rozpoczęliśmy starania o to, żeby zbudować wspólną przyszłość. Gdyby tak jeszcze dwa tysiące osiemnasty przyniósł jakąś fajną pracę... Ale bez ciśnienia, Nowy Roku, żebyś nam nie wywinął takich numerów, jak zrobił to Twój Poprzednik. A co mogę powiedzieć Tobie, dwa tysiące siedemnasty? Pewnie znalazłabym dużo słów - i tych dobrych, i tych absolutnie gorzkich. I choć pewne wydarzenia nie mogą tak po prostu przejść niezapomniane, a i nie możemy tak po prostu uznać, że się nie wydarzyły, wierzę, że te dobre zdarzenia są dużo silniejsze niż złe - nawet w takim stężeniu. Dlatego, Roku, nie rozstawajmy się w niesnaskach. Dzięki za wszystko, bo w gruncie rzeczy to Ty dobry chłopak jesteś. I na zawsze Cię zapamiętamy jako nowy, wspólny start.

Pora zobaczyć, co będzie dalej.

Komentarze

INSTAGRAM