w krainie słów


Jak dzieje się magia - taka elektryzująca, jedyna w swoim rodzaju, która niesie dobre rzeczy - jest najlepiej na świecie. Gdybym tylko kiedyś nauczyła się oddać ją słowami...

...sądziłabym, że śnię. To jest bolączka, która regularnie do mnie powraca: nie zliczę, po ilekroć usuwałam prawie gotowe teksty i porzucałam pisanie na długie dni, bo coś brzmiało źle, głupio i płytko. I w ogóle bez polotu, no i odbierało magię wszystkiemu dobremu, co mi się przydarzyło. Być może nie jest to powód do złego samopoczucia i rezygnowania z pasji, ale tak właśnie funkcjonuję: jednego dnia piszę kilka dobrych tekstów, drugiego bezsilnie rzucam długopisem o ścianę. Ale i tak kocham to, co robię.

Moja przygoda z pisaniem zaczęła się, kiedy nauczyłam się pisać literki, wyrazy, a wreszcie - budować zdania. W zeszytach w wąskie linie pisałam niezliczoną ilość historii, które były fuzją wszystkiego, co może wydarzyć się w sześcio-siedmioletniej głowie: baśniowych historii, romantycznych gestów zapierających dech w piersiach i dyskursu pamiętnikowego pt. "teraz idę jeść kolację, dokończę jak wrócę" w połowie powieściowej akcji. Bo któż zabroni artyście-prekursorowi? Później natomiast były pamiętniki w milionie postaci, wypracowania i opowieści na szkolne konkursy. Przeszłam nawet przez etap poezji, ale już teraz z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie jest to moja bajka. Moją bajką natomiast stały się nastoletnie blogi, scenariusze do szkolnych przedstawień i kolejne próby budowania własnego literackiego świata. Z czasem dołączyłam do redakcji szkolnej gazety i objęłam stanowisko redaktora naczelnego w projekcie dziennikarskim, a po skończeniu szkoły poszłam na swoje pierwsze praktyki - w redakcji internetowej.  A później ruszyło już samo - w końcu jestem filologiem.

W życiu przydarzyło mi się parę sukcesów, ale wśród tych pisarskich wyróżniłabym dwa. Nie wiem, czy z Twojego punktu widzenia będą duże lub znaczące. Wiem natomiast, że u mnie wywołują takie miłe trzepotanie w okolicy serca - bo znaczą dla mnie całkiem sporo i dają mi satysfakcję. Pierwszy z nich przydarzył mi się dosyć dawno, bo jeszcze przed rozpoczęciem liceum (osiem lat temu... ile ja mam już lat!). Nie pamiętam już dokładnie okoliczności, ale dla potrzeb historii uznajmy, że był słoneczny, upalny dzień. Był też rok 2009, więc ludzie wciąż jeszcze korzystali z Gadu-Gadu (ponownie, ile ja mam już lat?!). No i idyllę tego słonecznego, upalnego dnia przerwał rozdzierający dźwięk GG - przyszła wiadomość od M., przyjaciela z dzieciństwa. Od słowa do słowa opowiedział mi całą historię - zakłada zespół, ma drugą gitarę, tworzą muzykę, ale brakuje im tekstów. Bez zawahania wiedziałam, że jest to mój moment - więc jak tylko przysłał mi wersję instrumentalną, zasiadłam do pracy. Skłamałabym mówiąc, że usiadłam profesjonalnie przy biurku i zaczęłam zapisywać miliony wizji. Skłamałabym też mówiąc, że przyszło mi to ot tak, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale jak zgasiłam światło i położyłam się ze słuchawkami na uszach, żeby kilkakrotnie odsłuchać demo, po czasie wstałam z gotowym pomysłem. Wzięłam kartkę, długopis i tak po prostu zaczęłam pisać - jakby to było zupełnie oczywiste, że właśnie te słowa muszą się pojawić. Bo przecież... ta melodia je przekazywała, po prostu nie mówiła w naszym języku. Jeszcze tego samego wieczoru miałam wersję finalną. Po paru zmianach i konsultacjach z zespołem doszliśmy do perfekcji. Powstało A gdyby tak?:

Nie chcę, nie umiem, nie mogę, nie wiem
W natłoku złych myśli wciąż gubię siebie
Nie znalazłem, nie miałem, nigdy nie śmiałem
A jednak słowo za dużo powiedziałem
Myślę wciąż sobie - nie tego chciałem

A gdyby tak odejść, zostawić, uciec?
Nie myśleć co by było - albo w to wrócić?
Zmienić znaczenie, zamieszać szyki,
Zatrzymać mądrość i ponad wszystkim być.

Nie chcę, nie znam, nie muszę, nie wiem
W bezsensownych słowach wciąż szukam dla siebie
Głębszego sensu, przesłania, schronienia
Przed twoim prostym: to nie ma znaczenia
W radości, ciszy, dźwięku wciąż chowam się...

No i wygląda na to, że jednak tak całkiem nie odżegnałam się od poezji - choć teksty dla zespołu rockowego to raczej tej mniej wrażliwy rodzaj poezji ;)

Po co o tym wszystkim mówię? No wiadomo - żeby się pochwalić. A tak poza tym, żeby choć trochę podkreślić, ile znaczy dla mnie pisanie. Tym bardziej, że drugi pisarski sukces - ten, o którym chcę mówić po tym przydługim wstępie - jest dla mnie czymś w rodzaju wyróżnienia i utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem na właściwej drodze. I choć skupiłam się na tworzeniu treści dziennikarskich i internetowych, do fikcyjnych opowieści mam niezwykły sentyment. I nie wyobrażam sobie lepszego nagrodzenia tego sentymentu i całej mojej słownej drogi niż propozycja, którą przed paroma dniami otrzymałam od portalu Sweek. A na mocy przyjęcia tej propozycji niebawem zasiądę w jury oceniającym teksty konkursowe. Prawdziwe jury oceniające prawdziwe teksty... Wciąż myślę, że śnię.

Idea Sweek, wciąż jeszcze bardziej znana na zachodzie niż w Polsce, jest dość prosta: pisać, dzielić się swoją twórczością na forum ludzi, którzy podzielają naszą pasję, ćwiczyć warsztat, wygrywać nagrody - a pewnego dnia może i zasłynąć na forum ogólnopolskim. Choć sama nie odważyłam się jeszcze na podzielenie się żadną ze swoich historii (wciąż brakuje mi wiary, że moje pomysły są dobre... No i tych dobrych pomysłów to w sumie też mi brakuje), mam nadzieję, że poznam wiele wspaniałych opowieści i autorów, no i że przyczynię się do wyłaniania tych najlepszych, którym będę cholernie zazdrościć talentu. A przy okazji poszerzę Normalność o teksty literackie, które w ramach współpracy będę tworzyć dla Sweeka. Brzmi dobrze? Mam nadzieję, bo dla mnie super. 

Zatem pora przygotować się do pierwszych wyzwań. Połamania piór - zawsze i wszędzie, kiedy tylko zechcesz utrwalić swoją magię. Ona jest wszędzie.

Komentarze

INSTAGRAM