ultrasubiektywna instrukcja obsługi pamiętnika
W jednym z moich nagłych przypływów bezwzględnego
sprzątania wszystkiego, co stanie na mojej drodze, znalazłam pamiętnik sprzed
sześciu lat. Chyba nie muszę dodawać, jaki los spotkał dalsze robienie
porządków.
Wszystko zaczęło się jakiś czas temu, kiedy Riennahera
napisała o tym, jak pisać pamiętnik. Jako że pamiętniki to moja
słabość od zawsze, też zapragnęłam dorzucić swoje trzy grosze. A kiedy
znalazłam wspomniany już dziennik z gimnazjum, potrzeba ta stała się wręcz
nieodparta. A z takimi potrzebami nawet nie będę próbowała walczyć.
Mówiąc o słabości, mam na myśli
dwie rzeczy: po pierwsze fakt umiłowania pamiętników do tego stopnia, że miałam
ich kilkanaście, każdy pisany inaczej, po drugie fakt rychłego zarzucania
pomysłu pisania. Były pamiętniki z podstawówki, pamiętniki z gimnazjum, próba
pisania pamiętnika w liceum i wyrywkowe notowanie na studiach. Była codzienność
prozaiczna aż do bólu, były przemyślenia, zaskakująco głębokie, jak na tamten
czas, były smuty, przeżywania, rozważania i „terapie”, które układały mi w
głowie niepokojące mnie kwestie. Trudno jest oceniać, co z takiego wachlarzu
możliwości było najbardziej wartościowe, wiem jednak, że wszystkie niezmiennie
przynosiły mi zażenowanie i ślady na czole po solidnych fejspalmach. Odczułam
je do tego stopnia, że zapragnęłam pomóc swoim współpamiętnikowiczom: oto
instrukcja, jak postępować z tą delikatną materią (choć fejspalmy i tak
pozostaną nieuniknione). Instrukcja, która jest z mojej strony czystą
hipokryzją, bo złamałam większość własnych zaleceń. Tym bardziej polecam
serdecznie.
1. Pisz o pierdołach
Nic tak nie wchodzi po czasie,
jak pierdoły właśnie. Pewnie, że dobrze jest odświeżyć też okoliczności ważnych
wydarzeń, bez względu na to, czy były dobre, czy złe (rozważania, które z nich
są źródłem mocniejszych fejspalmów, spełzły na niczym. Obydwa, czytane po
czasie, są jazdą bez trzymanki). Ale one tak czy inaczej zostają w głowie –
może i zaburza się ówczesny sposób ich postrzegania, może częściowo są
wypaczane przez czas, ale zostają. A codzienność, nawet najbardziej prozaiczna,
najlepiej oddaje klimat dawnych czasów. To bodaj jedyny sposób, żeby odtworzyć
ówczesną specyfikę patrzenia na rzeczywistość. I pośmiać się z własnej głupoty.
Mówcie co chcecie, ale kolejne kartki o tym, co działo się w szkole, i o
feriach spędzonych z przyjaciółką i z nosem w kolejnym tomie Harry’ego Pottera,
mają niemal moc sprawczą. Już o włos byłam w tamtej rzeczywistości, jakieś
dziesięć lat temu. Starość, proszę Państwa.
2. Obierz taktykę
Niezależnie od tego, czy to
staranne kaligrafowanie w brokatowym pamiętniku kolorowymi długopisami (to
naprawdę była podstawówka!), czy pisanie w przypadkowym zeszycie, Wordzie, na
serwetce…, warto szarpnąć się na mini-strategię: albo piszemy o wszystkim, albo
tylko czyścimy mózg, żeby się nie przeciążał od nadmiaru rozmyślania. Pierwsza
opcja wymaga dużo cierpliwości i samozaparcia, natomiast druga – dużo wprawy w
niszczeniu kompromitujących dowodów. Polecam pełne furii targanie, od razu
człowiekowi lepiej na sercu. Jeśli też jesteś entuzjastą niszczenia własnych
myśli, nie czytaj punktu trzeciego. Ten absolutnie wyklucza wybranie opcji
czyszczenia mózgu, już spieszę wyjaśniać czemu.
3. Nie wyrzucaj pamiętników
Kiedy już wpada taki staroć w ręce
i w tajemniczych okolicznościach zmusza mnie do przejrzenia swojej zawartości,
w pakiecie z fejspalmami zawsze występuje zażenowanie i wzmożona potrzeba
pozbycia się różnych starych rzeczy. Absolutnie zabraniam ulegania jej. Co
prawda to trochę toksyczna relacja, bo ciągnie mnie do tego, co za chwilę
wywoła we mnie negatywne emocje i znów popchnie do potrzeby pozbycia się tego
steku bzdur – to takie klasyczne błędne koło. Ale dla wyłuskania klimatu warto
się przemęczyć. Fajnie jest pamiętać więcej, niż tylko fakty.
Ale jeśli traktujesz pamiętnik
tylko jak konfesjonał, niszcz zapiski, kiedy sytuacja się ustabilizuje. No
chyba, że sprawi Ci jakąś sadystyczną przyjemność, kiedy otwierając pamiętnik
po kilku latach przeczytasz tylko o pasmach nieszczęść, niedoli i złych
decyzji. Wtedy nawet nie śmiem ingerować.
4. Nie opisuj wszystkiego
Na to zwykle nie ma czasu, może
brakować też ochoty czy zaufania do osób, w których ręce może wpaść dziennik.
Poza tym nie oszukujmy się, pamiętnik to świetny sposób na oszukanie mózgu i
przemilczenie spraw, o których istnieniu chcemy zapomnieć. Ale okazuje się, że
jeśli tylko nadmieni się o jakiejś rzeczy, cała otoczka magicznie wraca. Nic
to, że to było coś prozaicznego i miało miejsce dekadę temu. Chyba, że to ze
mną jest coś nie w porządku.
5. Zapisuj, co Ci towarzyszy
Czego słuchasz, co czytasz, co obejrzałaś i co zwiedziłaś.
Wreszcie – co chciałabyś zrobić, o czym marzysz, a co planujesz całkiem
realnie. Takie drobiazgi chłoną najbardziej, podobnie jak zdjęcia i… zapachy.
Niedowiarkom polecam wdepnąć do perfumerii i powąchać ulubione perfumy sprzed
kilku lat.
6. Pozwól sobie na to, czego nie
wypowiesz na głos
Może nie przesadzałabym ze
szczegółowymi planami torturowania dżdżownic, ale takie małe prztyczki w nos są
super. Te trochę większe czasami też. Uwalniają emocje, a nikomu nie robią
krzywdy. I wreszcie masz siłę spojrzeć tym wszystkim znielubionym osobistościom
prosto w oczy i nawet się uśmiechnąć. Bez grymasu.
7. Nie kłam
Już lepiej przemilcz, po czasie
nie zawsze da się zorientować, że coś majstrowałeś przy temacie. No chyba, że
chodzi o wagę. Wtedy można lekko nagiąć rzeczywistość, tak dla zdrowotności.
8. Nie rozpamiętuj
Jakkolwiek przyjemnie by nie było
znowu zanurzyć się ponownie w miłe chwile sprzed lat, każdy kij ma dwa końce,
każdy medal dwie strony i tak dalej, i tak dalej. Było minęło, absolutnie nie
ma sensu łapać dołów z powodu tego, co przeczytamy, bo to prowadzi do pełnego
furii niszczenia kartek. A tego już na tym etapie raczej nie chcemy.
9. Pisz, żeby pamiętać, ale nie
rób tego z taką myślą
Pisz dla siebie, nie tylko po to,
żeby za jakiś czas mieć pamiątkę. Szybko wyczujesz sztuczność, nawet we
własnych słowach. Po czasie wszystko się zamazuje, a pamiętnik to świetne
okulary korekcyjne na rzeczywistość. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że dodaje
ciut obiektywizmu wobec samej siebie. Kosmos.
10. Namów kogoś na pisanie
…żeby przypadkiem nie przegapił
tak świetnej okazji. Ja na przykład namówię kiedyś swoje dziecko. To chyba nie
jest jeszcze skrzywienie filologiczne, no nie?
A jakie są Twoje autobiograficzne
doświadczenia?
Komentarze
Prześlij komentarz