nie robię kobiecych rzeczy


Kobietą czuję się w stu procentach. Mimo to nigdy nie robiłam wielu dziewczyńskich rzeczy, a teraz idę za ciosem i kobiecych również odmawiam. I to wcale nie potrzeba hołdowania czemukolwiek - to silne przekonanie, że istnieją rzeczy bliższe paniom aniżeli panom, ale nie są one czynnikiem kobietotwórczym.

Nie czytam prasy kobiecej. Być może dlatego, że maluję się tak, jak lubię ja, a nie Angelina Jolie, a ubieram to, co wpadnie mi w oko w sklepie. Względnie na innej kobiecie, mijanej gdzieś przypadkiem. Może też dlatego, że jak od czasu do czasu zapragnę poczytać coś lżejszego, włącza mi się radar błyskawicznie namierzający bzdury. A czasami to nawet radar nie jest potrzebny - no TUTAJ to serio zajrzyjcie. To jedna z tych sytuacji, w których "ja pierdolę" to jedyny możliwy środek wyrazu.

Nie gadam o szopingach i mejkapach. Ja je po prostu robię. I lubuję się w ich robieniu, a później prezentowaniu się światu, jak bardzo czuję się dzięki nim piękna. Po co dodatkowo o tym rozmawiać?!

Potrafię wejść do sklepu tylko po konkretną rzecz. Nie twierdzę, że praktykuję to za każdym razem, ale zdarza mi się. Kiedy się postaram, zakupy ze mną to czysta przyjemność.

Nie plotkuję o facetach. No, chyba że na zasadzie, że dobra broda. Choć to też już raczej domena przeszłości z oczywistych względów. Ale absolutnie nie na miejscu wydaje mi się wymienianie doświadczeń seksualnych, zwłaszcza z dokładną fabułą. Nie interesuje mnie, jak prezentują się zasoby w spodniach jej faceta, choć z jakiegoś powodu niektórzy lubią się tym ze mną dzielić. Nie interesuje mnie też, że pokazał Ci nową pozycję i że lubisz mu robić laskę (tak, takie rzeczy również wiem). Za to chętnie dowiem się, czy Ci z nim dobrze i co robicie w weekend.

Prędzej zamówiłabym przy nowo poznanym facecie schabowego z kapustą, niż przeszła na dietę. Choć mam nieodparte wrażenie, że parę brzuszków by mi nie zaszkodziło.


Nie przepadam za szpilkami. Oczywiście, że to szyk i elegancja, względnie chodzący symbol seksu, zależy od buta i okazji. Ja to wiem i respektuję i czasem noszę. Ale za cholerę nie pójdę tak na szopingi albo na spacer. Albo w góry, jak to robią najlepsze zawodniczki.

Nie mam ani jednego zdjęcia z dzieciństwa, na którym usmarowałabym sobie pół twarzy szminką. Za to pamiętam, że w ramach niesubordynacji lubiłam namydlić sobie włosy. No idea why.

Nie robię słodkich oczek, żeby coś załatwić. Choć muszę uczciwie się przyznać, że za to szeroko się uśmiecham, ale uśmiech przełamuje lody, poprawia humor i działa niezależnie od płci. A przynajmniej tak to sobie tłumaczę. Maślane oczka i nieporadność szesnastolatki są natomiast ewidentne i to raczej szara strefa moralności.

Nie po drodze mi z romansidłami. Chociaż czasami coś tam poczytam. Albo obejrzę komedię romantyczną albo coś tam. Lubię historie moich koleżanek o ich wielkich miłościach. Ale nie uzależniam od tego swojego dobrego humoru i udanego wypoczynku.

Kiedy dziewczynki w szkole bawiły się lalkami, ja zbierałam figurki piesków. Chociaż lalki miałam i się nimi bawiłam, stosunkowo szybko z nich wyrosłam. Przyjaciółka z podstawówki zaszczepiła we mnie zainteresowanie psami, a sama szybko przerzuciłam się na doroślejsze zainteresowania. Nigdy nie mówiłam, że w dzieciństwie dzieliłam pasje z wieloma osobami.

Nie przejdę trasy dom-przystanek bez okopania sobie kostek. Działa tylko wtedy jak założę jasne rajstopy, zdumiewające.

Solidarność nie wynika z posiadania jajników. Nie wyobrażam sobie stanięcia murem za niektórymi moimi znajomymi w ciemno, choć tymi znajomymi w jakimś stopniu są i są też kobietami. Cóż za bzdura. Jeśli facet mojej koleżanki ma rację to mu ją przyznam. Sorry.

No to wyszło szydło z worka. A jak jest z Wami?


Komentarze

INSTAGRAM