zimowe Katowice


Chociaż Katowice lubię zawsze i w każdej postaci, ich zimowa odmiana to jedna z moich ulubionych. Przy okazji wewnętrznego spaceru  moimi ukochanymi trasami (realny w okresie świątecznym, nie mogę się doczekać!) opowiadam, gdzie i czemu warto zajrzeć. Niekoniecznie w wydaniu turystycznym.

Katowice niezmiennie przeobrażają się w zimową krainę w listopadzie, niezależnie od śniegu i innych uwarunkowań pogodowych. Od śniegu natomiast zależne jest, gdzie się udamy - centrum i jego okolice roztaczają zimowo-świąteczną energię niezależnie od wszystkiego, dzielnice bardziej oddalone od cywilizacji z kolei dużo mocniej akcentują tę bożonarodzeniową idyllę, ale tylko pod warunkiem panowania krainy lodu, śniegu i sopelków. Skupmy się zatem na tym mroźnym wariancie, bo przy grudniu taki jest oczekiwany i pożądany. I nie ukrywajmy, powszechnie lubiany.

Dzielnice okalające serce miasta, w tym moja, w dużej mierze są powierzchniami zielonymi - od skwerów i parków aż po najprawdziwsze w świecie lasy. A jak wygląda zimowy las, wie każdy - jak bajka w czasie rzeczywistym. Jednak kiedy solidnie napada śniegu, bajka rozprzestrzenia się na cały obszar - domki jednorodzinne z błyszczącymi soplami i mroźnymi wzorami na szybach, stara zabudowa rynku pod białą pierzyną, miejsca, gdzie odpowiednie służby nie docierają odpowiednio szybko, żeby odśnieżyć chrupiący pod nogami śnieg. Jak się ma odrobinę szczęścia, zna się wszystkie "tajemne" leśne ścieżki, które z baśni prowadzą najpierw do parku leśnego w pobliżu centrum, a później, znanymi wszystkim ulicami, do samego serca Katowic. W miarę takiej wędrówki zmienia się nie tylko stopień zmarznięcia stóp i potrzeba wypicia czegoś ciepłego (grzaniec na rynku!), ale też otoczenie: od fantastycznej krainy, przez krajobraz typowo miejski, do centrum rozświetlonego ozdobami i światełkami już na kilka dobrych przecznic od rynku (tak, właśnie tego od grzańców :D). Są te zwykłe ozdoby zawieszane na latarniach, które podziwia się przy okazji zadzierania głowy do sypiącego ochoczo śniegu w wąskich przejściach między kamienicami. Jest piękny świetlny anioł pod Kościołem Mariackim, będący zwieńczeniem całej długości światełek hojnie oświetlających cichą w tym okresie Mariacką. No i wreszcie jest dworzec i Galeria Katowicka - choć nigdy nie zacznę jej traktować jak fenomenu architektonicznego, prowadząca do niej, złota w tym okresie, Stawowa i korale światełek zwisających na przeszklonej szybie centrum handlowego podnoszą jej rokowania w moich oczach. Zwieńczeniem jest oczywiście olbrzymia choinka przed wejściem do PKP, która co roku zachwyca, poprawia humor i, cóż, stanowi schronienie dla bezdomnych. A przynajmniej tak głosi miejska legenda i parę lokalnych portali informacyjnych.


W tym okresie zawsze gdzieś w pobliżu stoi pani ze skrzypcami - i chociaż bez dwóch zdań gra z podkładem, jest to podkład bardzo klimatyczny i do bólu świąteczny. Czyli jedyny właściwy. Wycofując się z dworca i idąc szlakiem zielonych neonów w kształcie choinek, dochodzimy wreszcie do serca miasta - czyli do rynku. Normalnie jest to takie nowoczesne zbiorowisko wszystkiego, czym nie jest zwyczajny rynek, ale w okresie zimowym zmienia się w krainę wszystkiego, co w mieście najlepsze - czyli w Jarmark Świąteczny. Tylko sobie to wyobraźcie: niekończące się rzędy identycznych, drewnianych domków, które co roku służą jako stragany osobom wystawiającym swoje skarby. A wśród tych można przebierać bez końca: ozdoby i ręcznie malowane bombki, owoce w czekoladzie, wina, wyroby mięsne, miody i cała masa rzeczy, które w najśmielszych marzeniach nawet nie przyszłyby mi do głowy. Oprócz tego tradycyjnie stoi sobie szopka, choinka i lodowisko, po którym zawsze ktoś hasa. W powietrzu unosi się atmosfera i zapachy Świąt oraz podekscytowany gwar odwiedzających. No i jest jeszcze coś - zapowiedziany grzaniec. Do kupienia w kilku wariantach smakowych, do degustowania podczas przechadzki między niezliczonymi straganami. RAJ.

Jeśli jakimś cudem uda nam się odezwać od tej jawnie ukazywanej magii, opcje mamy dwie: wybrać się w stronę Spodka i Strefy Kultury albo w kierunku Silesii. I chociaż Spodek pod śniegiem to klasyka, a wielkie, dopracowane przestrzenie na terenie starej huty są piękne w każdych warunkach pogodowych, ja bez wahania skręciłabym w stronę przeciwną - do Chorzowa. Zasypana alejka usytuowana między spokojnym parkiem a jedną z ruchliwszych ulic (do dziś nie wiem, w czym tkwi jej urok, ale on tam ewidentnie jest) doprowadzi nas do kolejnego centrum handlowego, które na razie zignorujemy i pójdziemy na najpiękniejszą na świecie granicę miast - czyli do Parku Śląskiego, czyli naszego lokalnego Central Parku. Czemu? Bo pod śniegiem jest chyba jeszcze piękniejszy niż te wszystkie baśniowe dzielnice. Bo tam zawsze zachowuje się więcej śniegu i jest krystalicznie czysty. Bo jak już się za długo z tym śniegiem obcuje to można wstąpić na gorącą herbatkę do jednej z knajpek z widokiem na park (i metrowe zaspy). Bo jest Central Parkiem, no proste przecież.


Po tych wszystkich eskapadach, warto znaleźć jeszcze trochę sił w drodze powrotnej, żeby wstąpić do Silesii - jedynego słusznego centrum handlowego w okolicy. Najlepiej tak, żeby przy wyjściu zaskoczył nas zmrok - bo wtedy atmosfera jest najfajniejsza. Zwłaszcza, jeśli wychodzi się wyjściem na przystanek tramwajowy, bo tam co roku otwierane jest lodowisko pełne migoczących światełek i mknących po lodzie puchatych sweterków. Widok iście pocztówkowy, podpierany piękną panoramą nocnego zimowego miasta, widoczną zaledwie parę kroków dalej. I jak tu się nie zachwycić? Z Silesii wracam zawsze z pełną siatką pachnących przypraw i herbat, ewentualnie z czymś przytulnym do pokoju. To tam kupiłam swoją najpiękniejszą na świecie mini-choinkę, mięciuśki termofor i furę prezentów. A ile się przy tym naoglądałam zimowych wspaniałości!

Ale zimowe Katowice to nie tylko urocze miejsca i kolorowe światełka. To przede wszystkim atmosfera, która jakoś tak po prostu, sama od siebie, rozlewa się po wszystkich zakątkach miasta - niezależnie od tego, czy podziwia się choinkę w centrum, siedzi w jednej z tych uroczych kawiarni z widokiem na zaśnieżone ulice czy we własnym domu. Zimowa atmosfera czai się wszędzie, wystarczy tylko trochę jej pomóc. Katowice to potrafią.

Komentarze

INSTAGRAM