jak nie robić zakupów


Wybierając się do centrum naszej wspaniałej metropolii, zagadnęłam koleżankę, czy miałaby ochotę na spotkanie. Miałam do zaoferowania wspólne szopingi i/lub wspólną kawę. Wtem poczułam obywatelski obowiązek uprzedzenia jej, jak wyglądają zakupy w moim wykonaniu. Zaraz później urodziła się refleksja, że to chyba nie jest normalne, a jak coś nie jest normalne to nadaje się na bloga. Zatem jestem.

W zasadzie można by powiedzieć jednocześnie, że zakupy robię fantastycznie i że żyć się ze mną nie da. Bo miewam momenty; miewam momenty, kiedy wchodzę do sklepu po konkretną rzecz, oglądam, mierzę, płacę, wychodzę. Miewam momenty, kiedy potrafię zadziwić nawet faceta swoim zdecydowaniem i tempem zakupów. Ale kiedy wychodzę "coś sobie kupić", wróży to kłopoty dla każdego, kto zdecyduje się mi towarzyszyć. Chyba, że jesteś ostoją cierpliwości - w takiej sytuacji zapraszam na wspólne szopingi.

Idziemy po kurtkę. Ale w sumie to zobaczyłabym też spodnie, przymierzyła jakiś sweter i poszperała po wyprzedażach. Po drodze przymierzę jeszcze parę rzeczy, które sklasyfikuję jako "patrz, jakie ładne", zadumam się nad T-shirtem ("no niby by się przydał, ale czy chcę za niego dać trzy dychy? Nie, nie chcę. Chyba") i na widok apaszek zastanowię, czy jedna siatka chustek to czasem nie za mało. A dzień później i tak rozkleją mi się buty i trzeba będzie jechać znowu, bo tym razem to serio nie mam w czym chodzić.

Ej, ja nie mogę wchodzić do haendemu. Ja tu zawsze coś ładnego zobaczę i będzie to tak ładne, że będę o tym myślała i ulegnę i kupię. A miałam już nie wydawać kasy. No weź, po co my tu idziemy... O, jaka ładna sukienka.


No to w sumie jest ładne, ale bez szału. A co jest z tym nie tak? Nie wiem, nie ma tego czegoś... Nie, idziemy dalej. [Dziesięć sieciówek później] W sumie w tym pierwszym sklepie to była najładniejsza.

Wiesz co, ja to bym się jeszcze wróciła do Croppa, bo tak myślę nad tą bluzką. Jak wyżej.

Dobra, jeszcze tylko do jednego sklepu. Ej, w sumie to jeszcze tu jest Stradivarius, i jeszcze Bershka, i już koniec. Albo wiesz co? Obok galerii jest jeszcze H&M i New Yorker, mogłyśmy iść tam od razu, tam na pewno coś będzie. To są świetne sklepy.

Bo widziałam taką narzutkę, doradzisz mi? Ja już trzeci raz ją oglądam i nie wiem, bo mi się podoba, ale mojej mamie się nie podobała i mnie zraziła. Mówisz, że ładna? Dobra, to biorę. Ale nie wygląda jak szlafrok? Ale na pewno? Bo teraz to ja już sama nie wiem. Ładna? Dobra, idę do kasy. Bo jeszcze się rozmyślę i znowu przyjadę.

Z tego miejsca, kiedy już wiesz, że nie rzucam słów na wiatr, chciałabym podziękować moim dzielnym towarzyszkom zakupów. Na swoją obronę mam to, że w mojej szafie nie ma nietrafionych zakupów. Są za to perełki, bardzo często za absurdalną cenę. Nic więcej mnie nie usprawiedliwia.

Komentarze

INSTAGRAM