gdyby wieczorne myśli przeradzały się w czyny, patrzyłabym teraz na nocny Broadway
Przeglądając zdjęcia z bardzo różnych okresów, na których kolor moich włosów stale ewoluuje, ale nijak nie przypomina tego obecnego, doszłam do pewnego wniosku. Dość niespodziewanego, powiedziałabym. Otóż, zapewne podsycona wycieczkami małymi i dużymi koleżanek moich miłych, uroiłam sobie, że za mało mnie w świecie. W tym momencie znajomi zbiorowo przewracają oczami, a mój portfel rozpaczliwie apeluje o rozsądek – bo przecież w Chorwacji jestem co roku. Ale gdyby od czasu do czasu odmówić sobie jakiejś cudownej-no-przecież-przepięknej bluzki…? Oczami wyobraźni już widzę stylowe zdjęcia w zatłoczonym Nowym Jorku, na moście w zamglonym Londynie i w deszczu pod wieżą Eiffela. Wiecie, z czerwonym parasolem. I jak oczywiste by to nie były wizje, ich zrealizowanie kusi coraz bardziej.
Żeby przypadkiem się nie zapędzić
i nie wylądować na drugim końcu Europy, w ramach ochłonięcia robię listę. Która
znowu mnie nakręci na wojaże. Wieczorami wpadam w błędne koło.
Uwielbiam takie błędne koła.
1. Wrocław
Muszę tam wrócić, bo nie
obfotografowałam wszystkich krasnali, a Sky Tower nadal pozostaje tylko w
sferze planów. No i najważniejsze: Wrocław to główny sprawca zamieszania. Jak zobaczyłam
zdjęcia tych kolorowych kamienic, jak oświetla je poranne słońce, ten początek
wiosny, ten klimat, co da się uchwycić nawet na zdjęciach… no, to właśnie wtedy
włączył mi się tryb wędrowniczka. Dzięki Wrocławiu. Dzięki.
2. Zakopane
Cel zdecydowanie osiągalny. I
chociaż dzikie tłumy turystów są w Zakopanym zawsze i wszędzie, poświęcę się. Z
największą przyjemnością.
3. Bałtyk
Będzie mi teraz wstyd. Nad
Bałtykiem byłam… hmmm… dwanaście lat temu. A przecież niekończąca się plaża, i
deptaki, i gofry, i racuchy. I latarnie morskie, i muszelki. I rozwijanie
kreatywności dzięki stałemu poszerzaniu repertuaru wyzwisk, jak kolejny dzień
leje. Ale to nie szkodzi.
4. Dubrownik
Cel od lat upragniony i z
szelmowskim uśmiechem wymykający się z mojego zasięgu. Oczywiście, że to
Chorwacja, oczywiście, że jestem tam non stop. Tylko, że albo bez auta, albo w
trybie lenia, który nie ma ochoty po 20 godzinach podróży z Polski przesiadać
się na autobus lokalny, jadący kolejne pięć godzin. I daj Boże, żeby to był zwykły
autobus… W zeszłe wakacje jechałam takim bez otwieranych okien. I bez nawiewu.
Od tego czasu powiedzenie „ciąć powietrze siekierą” nabrało zupełnie innego
wymiaru.
Tak czy inaczej Dubrownik jest
piękny. A jak pomyślę, że może gdzieś kiedyś jakiś mały pokoik z widokiem na
mury to aż mi się robi ciepło na sercu. Taki mini-lipiec, zupełnie za darmo.
5. Paryż
W Paryżu byłam jeszcze w
podstawówce. I chociaż wspominam ten wyjazd bardzo przyjemnie, chciałabym tym
razem zobaczyć miasto bez przewodnika. Zbliżyć się do codzienności paryżan,
pospacerować, zgubić. I nie umieć się dogadać. Szczyt szczęścia. Ale dla
czerwonej parasolki pod wieżą Eiffela zdecydowanie warto!
6. Londyn
Czy jeśli chciałabym iść przez
poranną mgłę na filiżankę kawy to jest coś ze mną nie tak?
7. Nowy Jork
Wisienka na torcie. I chociaż
podobno mit Ameryki upada po naocznej konfrontacji, Nowy Jork to przecież
legenda. Nie chodzi o oszałamiającą przyrodę ani o zaskakujące punkty na mapie
dla turystów, ale o to, jak miasto może tętnić. I może w zgiełku odpoczywać się
nie da, ale czy w Central Parku i linii drapaczy chmur nad nim nie ma czegoś
majestatycznego? Albo to po prostu przedawkowanie Jak poznałem waszą matkę.
Ale chcę. Bardzo.
Marzenia o Nowym Jorku brzmią absurdalnie, kiedy nie jestem w stanie zmobilizować się do wyjazdu w góry. I co z tego? Gdyby wieczorne myśli przeradzały się w czyny, patrzyłabym teraz na nocny Broadway.