brody, sarmatyzm i gender studies, czyli filolog vs. sesja


Sesja jeszcze się nie skończyła (formalnie rzecz biorąc, nawet jeszcze się nie zaczęła), a ja już mam cały worek niebezpiecznie błahych przemyśleń, notatkowstręt i boleśnie zaniżone morale.
Na liście strat czysto fizycznych znalazł się już mój kciuk, który zszyłam sobie zszywaczem. I nie było to działanie celowe, niezależnie od tego jak złota zszywka może dodać uroku, a jej nagłe zespolenie z kciukiem lewej dłoni wyrwać organizm z najgłębszego letargu. Na drugim miejscu plasuje się kąpiel upiększająca dla moich notatek – ale to tylko dlatego, że czuję szaloną satysfakcję: sprawiedliwości stało się zadość. Otóż rzeczone notatki, a w zasadzie artykuł, który między nimi znalazł się w ostatniej chwili, absolutnie burząc mój względny spokój ducha, starał się uczynić z sarmatyzmu przedmiot gender studies.

Tak. Z sarmatyzmu. Gender studies.

Co prawda sytuację trochę ratuje zacytowanie Vargi:
Dzisiejszy Sarmata kradnie samochody i robi zadymy pod dyskotekami i na meczach piłkarskich. […] Towarzysz husarski […] jeździ kradzionym BMW, a jego pocztowy – zawsze wierny swemu Panu, choć atakujący w drugim szeregu – też kradzionym, ale tylko volkswagenem golfem.
ale podśmiechujki na wiele się nie zdają – niesmak nadal pozostaje.

Jednak najbardziej mnie w tej sesji boli to, że nie ma w niej nic znajomego. Nie ma mnóstwa egzaminów, narzekania na ciężki los, kłótni o ustalenie terminów. Nie ma, bo egzaminy są tylko dwa – za to zaliczenia są takie, jak nigdy. A o zaliczeniach się nie dyskutuje, bo zaliczeniom służy tydzień zaliczeniowy, filologom nikt nie musi tłumaczyć związku takiej nazwy z tym, co się dzieje, a więc i filolog zaprotestować nie może. W rezultacie nawet nie ma czasu na rytualne obijanie się (no okej, dziś złamałam konwencję), gubienie w internetach, docieranie do mrocznych krańców jutuba czy nawet na skrajny akt desperacji okołosesyjnej: na uczenie się. Czytam potulnie notatki, mimo że „kultura i literatura” nijak nie brzmią jak „historia”, a jednak tej właśnie się uczę w ramach rzeczonej kultury i literatury. Cierpię katusze przy próbie zrozumienia, dlaczego tłumacz powinien posiadać cztery podstawowe kompetencje, a i to będzie mu mało, a słysząc o kulturowych uwarunkowaniach dyskursu, naprawdę nie mam pojęcia, o co chodzi. Nie wiem, czy to moje wygórowane wymagania czy rzeczywiście studiując serbski powinnam mieć czas na… naukę serbskiego?

Na szczęście są na tej uczelni osoby pilniejsze niż ja, które nieprzerwanie od pierwszego semestru (kot przemierzający kosmos na syntezatorze to debiut więcej niż gwiazdorski!) dbają o to, żebyśmy wszyscy dali radę przetrwać ten niełaskawy dla studentów (i wykładowców) czas. Najświeższa propozycja z pewnością przypadnie do gustu: fankom bród, języka rosyjskiego i/lub fejmu, choćby lokalnego oraz fanom rapsów, słowiańskiego przykucu i/lub szacunu na dzielni. Jednym słowem: przypadnie do gustu każdemu, a przynajmniej każdej kobiecie. Bo jak kobieta nie lubi bród to staję się w stosunku do niej podejrzliwa. Ot, przezorność.


Niechaj przez sesję wiedzie Was ten złoty cytat i przyniesie Wam same brody… tfu, piątki: У тебя есть борода? Я скажу тебе: "Да". Я скажу тебе: "да". Если бороды нет, то и "нет" - мой ответ*A jak nie wierzycie w potęgę rosyjskiej myśli, mam sposób alternatywny. Używajcie, nadchodzi piękny okres.
__________
* Masz brodę? Powiem ci: "tak". Powiem ci: "tak". Jeśli nie masz brody, to i "nie" będzie moją odpowiedzią. I pozamiatane, drodzy Panowie.

Komentarze

INSTAGRAM